Mogło się zdawać, że będzie to zwyczajna ocena ryzyka w fabryce mebli. Podczas godzinnej rozmowy z kierownikiem produkcji i specjalistą ds. bezpieczeństwa pożarowego o prowadzonej działalności, konstrukcji obiektów i zabezpieczeniach przeciwpożarowych, miło pobrzmiewały słowa o żelbetowej konstrukcji budynków produkcyjno-magazynowych, podziale na strefy pożarowe oraz wyposażeniu w instalację tryskaczową. Zwłaszcza, że najbliższa miejska straż pożarna znajdowała się dość daleko, bo ok. 30 km od zakładu. Dodatkowo wszystko zobrazowano na czytelnym planie fabryki.
Projekt instalacji tryskaczowej wskazywał na właściwe zastosowanie przyjętego standardu. Pokazano nam dokument opracowany przez zewnętrznego audytora, który potwierdził zgodność projektu oraz wykonania instalacji z przyjętą normą. Po tej części wizyty wydawało się, że teoretycznie wszystko powinno funkcjonować bez zarzutu. Pozostało jedynie przejść przez zakład zgodnie z przebiegiem procesu produkcyjnego, czyli od „wejścia” surowca do etapu pakowania i składowania gotowych wyrobów. Zasygnalizowano konieczność obejrzenia pomieszczeń pomocniczych dla działalności, czyli sprężarkowni powietrza, kotłowni oraz pompowni wody dla instalacji tryskaczowej. W sumie zobaczyć należało jakieś 40 000 m2 powierzchni użytkowej budynków.
Rozpoczęliśmy od magazynu surowców, a później oglądaliśmy hale produkcyjne. Przy przejściu przez strefy pożarowe oprowadzający nas przedstawiciele zakładu uruchamiali bramy przeciwpożarowe. Wszystkie działały prawidłowo, szczelnie oddzielając sąsiadujące pomieszczenia. Czerwone rurociągi instalacji tryskaczowej błyszczały nowością.W końcu uruchomiono ją zaledwie kilka tygodni wcześniej.
Pracownicy stali przy maszynach zajęci cięciem, szlifowaniem, frezowaniem drewnianych detali, montażem okuć i składaniem elementów w jeden konkretny mebel. Sprawne technicznie odciągi odprowadzały wióry oraz pył z hali do cyklonów znajdujących się na zewnątrz budynków. Przy okazji okazało się, że instalacje do usuwania pyłów z hal zabezpieczone są stałymi urządzenia gaśniczymi do wykrywania i gaszenia według norm opartych na zasadach najlepszej praktyki w tej branży. Powoli wizyta zmierzała ku końcowi, a do obejrzenia została jedynie pompownia wody instalacji tryskaczowej.
Samą pompownię dobudowano do istniejącej hali. Z zewnątrz obiekt był świeżo otynkowany, a obok stał zbiornik na wodę. Zastanowił nas fakt, że drzwi prowadzące do pomieszczenia z pompą, napędzaną silnikiem „Diesla”, i armaturą były otwarte. Tym samym pomieszczenie było w pełni dostępne dla każdej przechodzącej w pobliżu osoby. Na pytanie, dlaczego drzwi nie są zamykane na klucz, usłyszeliśmy wyjaśnienie, że w związku z trwającymi nadal drobnymi pracami wykończeniowymi całkowite zamknięcie obiektu byłoby dużym utrudnieniem. Dlatego pozostawał otwarty, mimo że stanowiło to odstępstwo od standardu.
Kiedy weszliśmy do środka, na pierwszy rzut oka w pompowni panował stan idealny. Właściwe manometry wskazywały ciśnienie wody w instalacji. Na ścianie wisiał schemat instalacji z zaznaczonymi obszarami chronionymi. Pod nim, na półce, leżała książka przeglądów urządzeń gaśniczych z aktualnymi wpisami, a obok niej kaseta z zapasowymi tryskaczami. Armatura wodna była szczelna. Poza tym jednym istotnym mankamentem w postaci drzwi niezamkniętych na klucz, w zasadzie ryzyko nie budziło większych zastrzeżeń. Począwszy od utrzymania maszyn i urządzeń w całym zakładzie, a skończywszy na odpowiednim stanie technicznym wszystkich urządzeń przeciwpożarowych.
Właśnie wtedy naszą uwagę skupiła tablica synoptyczna umieszczona na ścianie wraz z diodami sygnalizującymi między innymi poziom napełnienia zbiornika wodą oraz stany pracy silnika „Diesla” napędzającego pompę instalacji tryskaczowej. Na tle wielu świecących zielonym kolorem lampek wzrok przyciągnęła jedna, jedyna – świecąca na czerwono. Co się okazało? Silnik „Diesla” został całkowicie WYŁĄCZONY, unieruchamiając pompę wody. W razie pożaru instalacja gaśnicza nie zadziałałby więc z powodu… braku wody.
Należy tu wspomnieć, że podstawowa zasada działania urządzeń tryskaczowych polega na samoczynnym załączaniu sinika „Diesla” (lub elektrycznego) stanowiącego napęd pompy przy spadku ciśnienia w instalacji. Po załączeniu napędu pompa tłoczy wodę ze zbiornika do rurociągów z tryskaczami i w ten sposób gaszony jest pożar.
Przy okazji warto też zaznaczyć, że urządzenia gaśnicze kosztowały zakład kilka milionów złotych. Chroniły majątek o wartości ponad 100 mln zł. Były zaprojektowane i wykonane zgodnie z najlepszymi światowymi standardami.
W efekcie jednak instalacja tryskaczowa została w pełni unieruchomiona przez kogoś, kto wszedł do otwartego pomieszczenia i wyłączył pompę tryskaczową, pozbawiając zakład podstawowego zabezpieczenia przeciwpożarowego. A wystarczyło tylko odpowiednio zamknąć pomieszczenie na klucz.
Inżynier oceny ryzyka, zajmuje się oceną ryzyk majątkowych i zysku utraconego. Absolwent Szkoły Głównej Służby Pożarniczej. W Grupie ERGO Hestia od 1994 r.